WRÓCIŁAM!
Fakt faktem, w domu jestem już od czasu dłuższego. Dlaczego więc nic nie wrzucałam? Tutaj biję się w pierś i stwierdzam uroczyście, iż jest to moja paskudna wina (a w zasadzie mojego lenistwa).
Muszę przyznać, że z rysowaniem regularnym jest jak z ćwiczeniami fizycznymi - gdy już się zacznie i wpadnie w tryb rutyny to człowiek nawet nie zwraca uwagi na to, że leń podszeptuje by rzucić to wszystko w cholerę. Po prostu wstaje i robi co trzeba. Bywają jednak takie sytuacje w życiu każdego z nas, że z różnych powodów (choroba, wyjazd, inne ważniejsze rzeczy) odrywamy się od naszej rutyny i tryb dnia ulega zmianie na jakiś czas. Powrót do normalności po takim wydarzeniu jest wyjątkowo upierdliwy, ponieważ króluje wtedy myślenie "nie chcę mi się, po co mi to, można żyć bez tego" - i wtedy zaczynają się problemy z motywacją. Przynajmniej ja tak mam, niestety.
Niemniej, dziś wstałam z myślą "w nic nie pogram i nie wyjdę póki nie skończę tego cholernego komiksu". Jak sami widzicie, udało mi się, chociaż kosztowało mnie to odrobiny nerwów i końcowego przemęczenia oczu.
Powracam do was, tym razem z samozaparciem by rysunek znów stał się rutynowym codziennym działaniem. Nie będzie to dla mnie nieprzyjemny obowiązek. Pasja, chociażby bardzo upierdliwa dla ciała czy psychiki, pozostanie pasją.
Teraz pora na poruszenie tematyki paska.
W swoim TSowym funkcjonowaniu natknęłam się na masę bardzo ciekawych, nieraz barwnych i nieprzewidywalnych osobowości. Ludzie są przeróżni, spotykałam czasem nawet skrajne osoby, od bardzo młodych do bardzo starych, od biednych do zamożnych, z lewicowymi i prawicowymi poglądami, katolików, ateistów, buddystów, wyznawców latającego makaronu Spaghetti... No, po prostu bardzo zróżnicowanych. Natknęłam się też niestety na rodziców (głównie panów), którzy mimo długotrwałego płaczu swojej pociechy całkowicie ją ignorowali. Jeden z takowych delikwentów, którego poznałam właśnie przez TSa, miał szczególnie paskudne podejście do swojego malucha. Nie zwracał na nic uwagi, gdy grał. Dziecko mogło płakać, prosić, błagać, jęczeć cały czas, że (powiedzmy) jest głodne, a tatuś zachowywał się, jak gdyby ten fakt nie miał miejsca. Liczyła się farma, farma, przede wszystkim farma! I jak tu nie nazwać tego patologią?
Oczywiście, nikt uwagi mu nie zwrócił, bo to jego życie, jego dziecko itd. Nikt moralizować go nie będzie, prawdopodobnie i tak nic by to nie dało. Całe szczęście na tak hardcorowy przypadek trafiłam tylko raz. Co nie zmienia faktu, że czasem "spotykam" podobnych ludzi, z tym, że w stopniu dużo lżejszym - gdy dziecko zaczynało płakać, rodzic odrywał się od gry i zajmował się nim. Albo wołał żonę by zabrała pociechę i zaopiekowała się nią.
Co do farmienia golda - swego czasu zastanawiałam się wraz z lubym skąd wytrzasnąć bota doskonałego i niewykrywalnego. W końcu doszliśmy do wniosku, że trzeba dorobić się dzieci... Oczywiście, nie myślimy tak na poważnie, żeby nie było nieporozumień. Komiks jednak jest właśnie tej idei dedykowany.
P.S. Nie zapomniałam o konkursie, nie martwcie się. Szczegóły niedługo, aktualnie przygotowuję materiały na ten event! Aha, przy okazji, nie bądźcie tacy, kliknijcie na kota obok. Każdy głos w topliście mi się przyda!
Kliknij na obrazek aby powiększyć!